Koleś z piosenki Davida Bowie zrobił coś, co sprawia, że te dźwięki przenikają mnie. Nie szkodzi, że ma kiepski akcent, nie szkodzi, że mu się spodenki obciskają na nogach i utrudniają krążenie krwi.. Ma swój styl, który akceptuję dlatego, że broni go MUZYKA, która płynie.
Dla porównania, oryginał, który zna sporo osób, ale nie wszyscy:
Fajnie, że są tacy ludzie jak Paveu, którzy znają taką muzykę i dają radę ją propagować.
Poszukałam też coverów, bo każde nowe i wnoszące coś wykonanie warte jest wysłuchania.
Najbardziej zwróciły moją uwagę te dwa:
To wykonanie brazylijczyka Seu Jorge; z tego, co udało mi się dosłyszeć, jest po portugalsku. Docenił je sam Bowie, mówiąc w jednym z wywiadów: "Had Seu Jorge not recorded my songs in Portuguese I would never have heard this new level of beauty which he has imbued them with." Cover jest delikatny, nastrojowy.
Kolejne wykonanie należy do duetu Anja Wedell i Morten Secher. Mówiąc szczerze, nie wiem kompletnie nic o nich, co motywuje do dalszych poszukiwań. Wam polecam to samo..
A tymczasem pogrążmy się w muzyce.
PS Dla tych, którzy jeszcze nie mają dość "Life on Mars?", wersja w wykonaniu The Ukelele Orchestra of Great Britain:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz